Dawno, dawno temu, miedzy 10 a 26 sierpniem 2011 roku, za górami i lasami, w dalekim kirgiskim Pamirze, odbyła sie akcja górska polskiej ekipy w składzie: Gosia, Paweł, Lucek i moja skromna osoba.
Pik Lenina - trzeci szczyt dawnego ZSRR. Góra zaliczana do bardziej dostępnych siedmiotysieczników, jednak przy takiej wysokości ciężko mówić o łatwych szczytach. Dowodem tego niech będzie śmierć Polaka, który zginął na kilka dni przed naszym atakiem. Co roku dochodzi do wypadków, zgonów, odmrożeń.
W wielkim skrócie: przybyliśmy, ponad 2 tygodnie męczarni w cieniu ciągle tej samej góry, potem wejście na szczyt dwóch szcześliwców - Lucjusza i Radosława, następnie szcześliwe zejście - 6 kg mniej kochanego ciałka, i na finał wielkie obżarstwo.
Udało sie!! Siedem tysięcy na koncie. Szczyt zdobyłem dzięki Lucjuszowi, który nieustannie mnie motywował. Ta góra strasznie dała mi w kość i mam jej serdecznie dosyć. Zdecydowałem przejść na emeryturę :-). Wyżej nie wchodzę. Nie bawi mnie siedzenie na jednej górze tyle czasu. Zobaczymy czy wytrwam w postanowieniu...
Uwaga: Kilka drastycznych fotek zmumifikowanych ciał alpinistów.
W 1990 roku doszło w obozie II do jednej z najtragiczniejszych tragedii w historii alpinizmu. Lawina zabrała cały obóz rosyjskich wspinaczy. Zginęły 43 osoby. Teraz lodowiec oddaje to, co zabrał 21 lat temu. Można tam znaleźć fragmenty ciał, sprzęt alpinistyczny, prowiant.... Zdjecia dla osob o silnych nerwach.
Pik Lenina widziany z Ługowej Polany, gdzie rozpoczęliśmy naszą przygodę z górą.
Czy tak wygląda twarz szcześliwego człowieka? Zdecydowanie nie! Ależ byłem wściekły i zmęczony!
Więcej zdjęć (Lucka) z wyprawy znajdziecie tutaj
Relacja nadesłana przez naszego czytelnika Radka.
Komentarze