Nie jestem przekonana, czy właśnie tak powinien brzmieć tytuł tego postu. Jednak targają mną takie uczucia, że słownictwo, które wydawałoby się stosowne dla emocji - niekoniecznie nadaje się do publikacji.
Pewnym jest to, że nie warto chorować! Nie będę się tutaj rozwodzić na temat lekarzy i ich podejścia do pacjenta - zakładam, że wspomnimy o tym niejednokrotnie.
Chciałam wspomnieć o polityce przychodni, czy też firm nimi zarządzającymi. Oczywiście nie chcę tu generalizować, jednak myślę, że problem jest powszechny.
Z założenia jest tak, że aby skonsultować się ze specjalistą, trzeba odczekać swoje, gdyż terminy są dość odległe. Na dodatek umawiamy się na wizytę na określony dzień i godzinę. To akurat jest dla mnie logiczną praktyką.
Chciałabym jedynie wiedzieć dlaczego wizyty u niektórych specjalistów są umawiane co 15 minut, skoro oczywistym jest fakt, że postawienie właściwej (czytaj rzetelnej) diagnozy wymaga dłuższego czasu?
My, pacjenci szanujemy zasady pozwalające funkcjonować, namnażającym się ostatnimi czasami, firmom prywatnym proponującym pakiety obsługi lekarskiej. W sumie nie mamy innego wyjścia. Dlaczego rzeczone jednostki nie szanują czasu pacjenta? Dlaczego wizyta umówiona na konkretną godzinę opóźnia się i ma miejsce po 2 h i więcej?
Czy to specyfika współpracy z NFZ-tem? Czy zwyczajowy brak szacunku dla pacjenta i lekarza, który zmęczony i zdenerwowany, stara się wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafi (bądź nie)?
Czy rzeczywiście dni urlopu WYPOCZYNKOWEGO powinniśmy wykorzystywać na "szarpanie" się z recepcjonistką przychodni, bo przecież kierownik ma inne rzeczy na głowie, niż przepychanki słowne z pacjentem, który nomen omen co miesiąc płaci na "służbę zdrowia".
W konsekwencji wszyscy tracą zdrowie ... i pacjent, który godzinami siedzi w poczekalni; i lekarz, który pracuje dłużej niż powinien; i recepcjonistka tudzież recepcjonista, któremu obrywa się za "system".
Może warto pomyśleć o telefonie do pacjenta i poinformować go o opóźnieniu, a nie narażać go na wielogodzinne stanie w poczekalni ... bo przecież brakuje funduszy na kolejne krzesło ... nie wspomnę już o większej przestrzeni dla pacjentów.
A może warto takie "firmy" - przychodnie wymieniać z nazwy, by ostrzec pacjenta-klienta???
Szanowni zarządzający!!! W tych czasach już nie jest wystarczającym fakt, że posiada się wykwalifikowaną kardę lekarską. To absolutne minimum!!!!
Teraz jest taki wybór przychodni na rynku, że właściwym jest stosowanie praktyki: NASZ PACJENT, NASZ PAN!
Komentarze