Udany debiut powieściowy, zależny od tak wielu czynników to marzenie niejednego twórcy. W ramach mojego cyklu wywiadów z autorami, dzisiaj goszczę Agnieszkę Walczak-Chojecką, debiutującą pisarkę, która swoją pierwszą książką oczarowała już rzesze czytelników. Zapraszam na rozmowę z autorką, poznajcie jej "Dziewczynę z Ajutthai"... Recenzja - KLIK.
Agnieszka Walczak-Chojecka posiada bardzo bogaty życiorys. Swoją przygodę z literaturą rozpoczęła już w wieku pięciu lat, publikowała swoje wiersze w "Poezji" i "Nowym wyrazie", pisała również słowa piosenek m. in. dla Piotra Rubika. Autorka zagrała jedną z głównych ról w filmie "Grzechy dzieciństwa". Zajmowała się również tłumaczeniami, przekładami słuchowisk, współpracą z radiem czy działalnością biznesową. W 2012 roku porzuciła pracę w korporacji, dzięki czemu powstała jej debiutancka powieść "Dziewczyna z Ajutthai. Niezbyt grzeczna historia".
awiola: Właściwie od dzieciństwa miała Pani styczność z szeroko pojętą kulturą. Jak to więc możliwe, że na ponad dwadzieścia lat zajęła się Pani biznesem?
Agnieszka Walczak-Chojecka: To prawda, wychowałam się w domu, w którym królowała literatura. Można powiedzieć, że zamiłowanie do słowa pisanego wyssałam z mlekiem ojca, który jest cenionym poetą, prozaikiem i dramaturgiem. Mama, natomiast, zawsze oboje nas mocno wspierała i do dziś jest naszą muzą. To właśnie jej podyktowałam swój pierwszy wiersz, gdy miałam pięć lat. Potem był udział w festiwalu studenckim FAMA, publikacje w pismach literackich, a nawet jedna z głównych ról w filmie. A jednak, zaraz po ukończeniu Slawistyki trafiłam do pracy w... korporacji. Stało się to całkiem przez przypadek. W tamtych czasach, a była to połowa lat dziewięćdziesiątych, do Polski wchodziły zagraniczne firmy, które szukały pracowników z potencjałem, bo nie było u nas jeszcze ludzi z doświadczeniem. Ja zostałam zatrudniona przez jedną z takich firm, nie będąc nawet na rozmowie wstępnej. Zadzwoniła do mnie koleżanka i oznajmiła, że obie dostałyśmy świetnie płatną pracę, wystarczyła do tego nasza znajomość języka serbskiego. Moje doświadczenie dziennikarskie sprawiło, że od razu zostałam Menadżerem ds. Marketingu i PR. Trudno było odrzucić taką ofertę. Tak to się zaczęło, no, a potem była następna korporacja, coraz wyższe stanowiska...
awiola: Praca w korporacji była dla Pani inspiracją do napisania debiutanckiej powieści pt. "Dziewczyna z Ajutthai. Niezbyt grzeczna historia"? Może Pani coś więcej na ten temat zdradzić swoim czytelnikom?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Napisanie tej książki było dla mnie jak swoistego rodzaju katharsis. Zaczęłam nad nią pracować dwa dni po tym, jak rozstałam się z moją ostatnią firmą i stwierdziłam, że mam dosyć biznesu. To było niezwykłe - czułam jakby słowa, które przelewam na papier, mieszkały we mnie od dawna, jakby były gotowe i tylko czekały na właściwy moment, by się uwolnić. Wydaje mi się, że od przeznaczenia trudno uciec i moja historia to potwierdza. Po dwudziestu latach wróciłam do korzeni, do mojej prawdziwej pasji, czyli do pisania. W "Dziewczynie z Ajutthai" opisałam wiele swoich doświadczeń związanych z pracą w korporacji i tzw. wyścigiem szczurów. Starałam się oddać poczucie totalnego zagonienia, wrogość ludzi względem siebie nawzajem i samotność, jaka dopada człowieka na szczycie firmowej hierarchii. Przede wszystkim jednak, chciałam pokazać, że poza korporacją też istnieje życie i to często o wiele lepsze, bo prawdziwsze.
awiola: Dlaczego akurat miasto Ajutthaja stało się tak ważne dla głównej bohaterki?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Nie chciałabym zdradzać istotnych wątków powieści, powiem jednak, że w Ajutthai, dawnej stolicy królestwa Tajlandii, znajduje się niezwykła rzeźba. To kamienna twarz opleciona grubymi konarami drzewa. Zafascynowała mnie ona podczas wyprawy do Tajlandii, którą z mężem i z córką odbyliśmy kilka lat temu. Kamienna twarz stała się ważnym symbolem w mojej książce. Jednak co on oznacza, niech pozostanie tajemnicą, którą czytelnicy sami odkryją.
awiola: Jakie przesłanie niesie ze sobą Pani debiut?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Dla wielu czytelników, chyba także dla Pani, ulubionym cytatem z mojej powieści stało się zdanie "W życiu trzeba gonić swojego króliczka i czasami warto go złapać". Myślę, że dobrze charakteryzuje ono, to co chciałam przekazać. Próbuję namówić czytelników, by nie rezygnowali z poszukiwania swojego przeznaczenia, a także miłości. To książka o gotowości do zmian, które prowadzą do realizacji marzeń i do wolności, a także o tym, że warto mieć serce szeroko otwarte, gdy chce się znaleźć swoją drugą połówkę.
awiola: Do kogo w głównej mierze skierowana jest powieść "Dziewczyna z Ajutthai"?
Agnieszka Walczak-Chojecka: To dobre pytanie. Jako marketingowiec powinnam umieć odpowiedzieć na nie z łatwością, ale.... Kiedy pisałam książkę, byłam przekonana, że kieruję ją głównie do osób podobnych do siebie - zagubionych w biznesowej pogoni za tzw. sukcesem, trochę wypalonych, mieszkańców dużych miast, ludzi w średnim wieku. I wiem, że do takich czytelników moja powieść przemawia. Chociażby dlatego, że na uroczystej promocji "Dziewczyny...", która odbyła się w grudniu w warszawskim Klubie Księgarza, kilka osób powiedziało mi: to książka o mnie. Widzę jednak, że ta powieść dobrze trafia także do młodych ludzi, którzy nie mają jeszcze dużego doświadczenia zawodowego, szczególnie do kobiet. Im bliski jest wątek niełatwych relacji damsko-męskich. Myślę więc, że każdy, kto lubi sprawnie napisane powieści obyczajowe, niosące ze sobą nutę optymizmu, może znaleźć w "Dziewczynie z Ajutthai" coś dla siebie.
awiola: Ile trwało napisanie i doszlifowanie książki?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Nad pierwszą powieścią pracowałam osiem miesięcy. Niektórzy twierdzą, że to krótko, ale znam pisarki, które potrafią w ciągu roku napisać nawet dwie-trzy książki. Szczerze powiedziawszy nie wiem, jak im się to udaje... W moim przypadku kolejne kilka miesięcy zajęło poszukiwanie wydawcy, bo nie jest to na dzisiejszym rynku łatwe zadanie. Większość wydawnictw boi się debiutantów. Więcej o swoich przygodach z tym związanych zdradzam na blogu, jaki prowadzę na stronie WWW.2-pietro.pl. Przy okazji zapraszam też na swoją autorską stronę WWW.walczak-chojecka.pl oraz na mój profil na Facebooku.
awiola: Przed lekturą Pani debiutu, widywałam w swoim mieście plakaty reklamujące książkę. Czy taka forma promocji przyniosła spodziewane rezultaty?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Jak wiadomo dziś trudno sprzedać coś bez promocji. Dotyczy to także książek, zwłaszcza, że nowych tytułów pojawia się masa. Wystarczy wspomnieć, że choćby na samym empik.com w kategorii Proza (tej samej, co moja powieść), jest jeszcze 9000 pozycji, a według danych Polak kupuje średnio półtorej książki rocznie. Na szczęście udało mi się pozyskać media patronów i dzięki temu "Dziewczyna z Ajutthai" znalazła się na citylightach we wszystkich dużych miastach. Była także promowana na portalach internetowych, a nawet w warszawskim metrze. Jestem bardzo wdzięczna moim patronom, a także dwóm wspaniałym artystkom, które napisały rekomendację na okładkę książki - Manueli Gretkowskiej i Joli Fraszyńskiej. Wiem, że dzięki tym wszystkim działaniom, ale także dzięki pozytywnym opiniom o powieści osób takich jak Pani, prowadzących blogi, informacja o "Dziewczynie..." dotarła do sporego grona czytelników. Świadczy o tym choćby to, że książka znalazła się na listach bestsellerów księgarni internetowych takich jak empik.com, czy merlin.pl
awiola: Czytałam, że Pani kolejna powieść pod roboczym tytułem "Gdy zakwitną poziomki", jest już gotowa. Może pani przybliżyć czytelnikom jej fabułę?
Agnieszka Walczak-Chojecka: To powieść o tym, ile jest w stanie znieść i poświęcić kobieta, która pragnie mieć dziecko. Poruszam w niej niełatwe tematy dotyczące leczenia niepłodności, w tym In vitro. Choć to książka oparta w dużej mierze na autentycznej historii walki o dziecko mojej przyjaciółki, to starałam się napisać ją bez zbędnego patosu, raczej z pewnym dystansem. Jest w niej też wątek miłosny, oraz element podróżniczy, jak to w moich książkach. W pierwszej zabrałam czytelnika do niezwykłej Tajlandii, w drugiej - na piękne chorwackie wybrzeże oraz na dalekie Filipiny.
awiola: Brzmi ciekawie. Jakie są Pani dalsze plany pisarskie?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Do końca tego roku mam zamiar napisać kolejną powieść. Śmieję się, że jej temat sam mnie znalazł. I to u fryzjera! Za wcześnie jednak, by zdradzać szczegóły. Myślę też o wydaniu tomiku wierszy. Poza tym z ogromną radością przyjmuję zaproszenia na spotkania z czytelnikami. Uwielbiam rozmawiać z nimi o twórczości i dzielić się swoimi życiowymi doświadczeniami. Bardzo dobrze czuję się na takich spotkaniach, być może dlatego, że chciałam zostać aktorką i nigdy nie stroniłam od publicznych wystąpień. Już niedługo zaproszę czytelników na dwa spotkania autorskie w Warszawie. Mam nadzieję, że może uda się je zorganizować także w innych miastach.
awiola: Czym jest pisanie dla Agnieszki Walczak-Chojeckiej?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Powiem krótko: to moje gonienie króliczka. (śmiech)
awiola: Co najchętniej czyta autorka "Dziewczyny z Ajutthai"?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Bardzo różne książki - od literatury iberoamerykańskiej: Marqueza, Vargas Llosa, Coelho; klasyków takich jak Hemingway, poprzez pisarzy byłej Jugosławii: Pavicia, Bulatovicia do powieści polskich pisarek. Na wakacje lubię zabierać lekkie powieści amerykańskiej autorki bestsellerów Emily Griffin lub też książki opowiadające o wspinaczkach wysokogórskich. Moje ulubione pozycje z tego nurtu to: "Wszystko za Everest" i "Wszystko za życie" Jona Krakauera. Ostatnie książki, które czytałam i mogę polecić, to "Coraz mniej olśnień" Ałbeny Grabowskiej-Grzyb, "Agent" Manueli Gretkowskiej oraz "Performance" Karoliny Wilczyńskiej, a więc panie rządzą!
awiola: Jak postrzega Pani rynek wydawniczy w Polsce?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Jako debiutantka dopiero się go uczę. Wiem już jednak, że wyobrażenia, jakie miałam o nim pisząc pierwszą książkę, zupełnie nie przystają do rzeczywistości. Marzyło mi się, że jeśli powieść będzie dobra, to zewsząd i to szybko posypią się propozycje jej wydania. Ot, takie mrzonki naiwnej pisareczki. Zrozumiałam jednak szybko, że to rynek trudny, na którym każdy z graczy tak naprawdę walczy o przetrwanie. Niełatwe życie mają i wydawcy, i hurtownicy, i księgarze, nie mówiąc już o nas pisarzach, którzy za kilka miesięcy wytężonej pracy, otrzymujemy głodowe honoraria. Czego się jednak spodziewać jeśli powyżej sześciu książek rocznie czyta tylko 11% Polaków?
awiola: Tak, perspektywa czytelnictwa w naszym kraju nie przedstawia się niestety zbyt optymistycznie. Jakich więc rad udzieliłaby Pani osobom chcącym wydać swoją pierwszą książkę?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Powiedziałabym im, żeby przede wszystkim byli wytrwali i nie rezygnowali ze swoich marzeń. Znam przypadki zdolnych osób, które nawet sześć lat szukały wydawcy na swoją książkę, a jednak się nie poddały. Jestem przekonana, że jeśli ktoś ma lekkie pióro i coś do przekazania czytelnikom, to w końcu znajdzie i wydawcę, i swoich odbiorców. Potrzeba tylko cierpliwości. Ważne też, by być otwartym na konstruktywną krytykę, jeśli chodzi o swój pisarski warsztat i cały czas się doskonalić.
awiola: Co na koniec chciałaby Pani przekazać czytelnikom mojej strony?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Żeby nadal kochali książki, a także tych, co tak jak Pani promują polską literaturę.
Pierwsze pisarskie koty za płoty, więc apetyt czytelników i fanów autorki z pewnością rośnie. Niebawem przekonamy się, cóż tym razem przygotuje dla nas Agnieszka Walczak-Chojecka. A ja zachęcam was do przeczytania "Dziewczyny z Ajuttahi", być może na kartach powieści odnajdziecie kawałek własnego życia.
Komentarze